Wszystkim życzę wesołych świąt!!!
sobota, 30 marca 2013
niedziela, 24 marca 2013
Finale
Finale to odpowiednie słowo, które podkreśla zarówno koniec serii, jak i moją przygodę z książką. Ostatni tom przygód Nory i Patcha, Vee, a także nieszczęsnego Scotta. Kiedy ta książka trafiła w moje ręce, szczerze mówiąc byłam zachwycona. Autorka umiejętnie podkręcała atmosferę, budowała napięcie pomiędzy głównymi bohaterami. Z niecierpliwością czekałam na kolejne spotkania Nory i upadłego anioła. Zawsze jest miło czytać o wielkiej, niezniszczalnej miłości, o którą walczy się ze wszystkich sił. I to było podstawą całej powieści. Nic w tym zdrożnego i jak dla mnie temat nie do wyczerpania, o ile towarzyszy temu dobra zabawa i odpowiednia porcja niebezpieczeństwa. Autorka zapewnia nam to z całą pewnością. Walka, romans, przyjaźń, nienawiść. Cały zestaw w jednej książce, odpowiednio dawkowany i rozwijający akcję.
Oprócz tego porusza pewne ważne tematy, które nurtują każdego człowieka. Zazdrość, zawiść, nienawiść, tchórzostwo. Co byśmy zrobili, gdyby to nas dopadły wszystkie te emocje? Jak wiemy bardzo ciężko radzić sobie z takimi uczuciami. Miłość i nienawiść, - do przekroczenia granicy wystarczy mały krok. Zazdrość prowadzić może do gwałtownych, nieprzemyślanych reakcji. Zawiść to gigantyczny bodziec, który albo nas pochłonie, czyniąc z nas zbrodniarzy, albo wyrzuci na powierzchnię sprawiając że wyjdziemy na ludzi. I tchórzostwo, próba ucieczki przed konsekwencjami swoich czynów. Te problemy towarzyszą nam każdego dnia, lecz autorka pokazuje nam, że możemy otworzyć szafę i ujrzeć w niej jedynie ubrania, a nie wyimaginowane potwory. Pokazuje, że wszystko zależy od nas. Że to nasze wybory czynią z nas anioły, albo demony.
Lubię książki z przesłaniem. Dzięki temu człowiek stale się uczy. A jeśli towarzyszy temu szczęśliwe zakończenie, to tym lepiej. Dobrze jest wierzyć nawet w odrobinę dobra.
Polecam!
czwartek, 21 marca 2013
Dreszcz...
Coś dla fanów Jakuba Ćwieka.
Kolejna książka polskiego pisarza pod tytułem "Dreszcz" ukazała się 20 marca.
To opowieść w stylu Rock N'Roll. Głównym bohaterem jest Rychu Zwierzchowski, który wiedzie życie outsidera - pije, pali a do tego do pracy się nie kwapi. Utrzymuje go córka, do czasu, gdy trafia go... piorun i Rychu zyskuje super moce. Co z tego wyniknie? Czy zmieni to coś w jego życiu?
Przekonajcie się sami!
niedziela, 17 marca 2013
Polecam
Na psa urok
Pierwszy tom cyklu o ostatnim druidzie na świecie. To sympatyczna, pełna przygód historia, w której nie brak postaci rodem z horrorów. Demony, wampiry, wilkołaki a nawet bogowie mający swoje miejsce w hinduskiej czy celtyckiej religii i nie tylko. Pojawiają się nawet polskie wiedźmy. Druid Atticus to postać o twardym charakterze z trwałymi zasadami moralnymi, dbająca o tych, na których mu zależy i zawsze dotrzymująca słowa, co niekoniecznie wychodzi mu na zdrowie. A jednak zawsze można na nim polegać. Jednak nie można dać się zwieść urokowi osobistemu i młodemu wyglądowi. Atticus to groźny przeciwnik i jeszcze niebezpieczniejszy wróg. Przekona się o tym sam celtycki bóg miłości, który wpisał druida na swoją czarną listę typków do załatwienia.
Pełna humoru przygoda, którą warto przeżyć wraz z głównym bohaterem. Nie można się przy niej znudzić. Polecam!
sobota, 16 marca 2013
Znaczenie imienia Zuzanna
Przybiera groźną postawę, a jednocześnie dysponuje wielkim sercem. Szybko reaguje na wszelką zmianę sytuacji. Jest porywcza i wybuchowa, lecz kiedy emocje opadną, potrafi być miła, a nawet rozbrajająca. W pracy zachowuje się jak na polu walki, pokonując przeszkody i najprostszą drogą zmierzając do celu. Nadmierna pobudliwość niejednokrotnie komplikuje jej życie, ale tak bywa z kimś, kto jak ona, nie potrafi najpierw się zastanowić, a dopiero potem działać.
Cechuje ją wielka miłość bliźniego, która nieraz przybiera przesadną formę, ale jest to tylko przejaw prawdziwego bogactwa psychicznego. Nie jest tak silna, jak mogłaby się wydawać. Gdy minie zaskoczenie jej agresywnością, okazuje się, że można ją skłonić do wielu rzeczy. Sprawia wrażenie kłębka nerwów o mniej czy bardziej kontrolowanych reakcjach. I... albo zdąży się uciec, albo wyleci w powietrze. Nadmierna pobudliwość nieraz pozbawia ją zdrowego rozsądku, który pozwoliłby uniknąć wielu tragedii. Gubi się w szczegółach i wtedy staje się niesprawiedliwa.
Ma niezwykle silną intuicję, bardzo rozwiniętą pamięć słuchową i niezwykle rozbudzoną ciekawość. To prawdziwa pokerzystka zdolna do zaskakującego blefu. Nieco chwiejna moralność stanowi o jej uroku! Chciałoby się ją zganić, jednak kończy się na śmiechu. Nadmierna towarzyskość prowadzi ją często do bałaganu w życiu, ale kieruje się wolą spełnienia swych zachcianek. Jest spragniona miłości w każdej postaci. Zaborcza, pragnie we wszystkim być pierwsza. Chce posiąść ciało i duszę wybranka, nieraz także majątek. Pragnie kochać i być kochana, brać i odrzucać, posiadać i oddawać się w posiadanie, nawet szatanowi?! A więc... jeśli ktoś koniecznie chce prowadzić zwariowane, ale pasjonujące życie, to nic prostszego, jak poślubić kobietę o tym imieniu, a będzie miał, czego sam chciał!
http://magia.onet.pl/imiennik/zuzanna,231.html
O rany! Nie wiem czy mam bać się siebie samej, czy się śmiać! Bo niestety większość się zgadza :)
piątek, 15 marca 2013
Premiera
Coś dla fanów Sapkowskiego...
Opowieści ze świata Wiedźmina
Opowiadania rosyjskich pisarzy umiejscowione w świecie wymyślonym przez Sapkowskiego. Przygody skupiają się głównie wokół bohatera Jaskra, wędrówka przez czas i przestrzeń odbywa się zgodnie ze stylem naszego rodaka.
Premiera już 20.03.2013!!!
wtorek, 12 marca 2013
Demony VS Wampiry
Jak sami wiecie, w dzisiejszych czasach
popularnym tematem poruszanym w książkach są demony i wampiry. W jednych
opisywane są jako krwiożercze potwory pozbawione odrobiny człowieczeństwa, a w
innych są tajemniczymi, pięknymi istotami, które gdy już raz pokochają, to do
grobowej deski. Co może trwać bardzo długo zważywszy, że są z reguły
nieśmiertelni. Co za pech...
Co więc bardziej
odpowiada mojemu gustowi? Wampir-demon-zabójca czy wampir-demon-przystojniak?
Zależy oczywiście
od samej koncepcji powieści. Ponieważ zaraz za "postaciami
piekielnymi" dużą popularnością cieszą się erotyki paranormalne, muszę
przyznać, że wolę W-D przystojniaka, bo która to dziewczyna nie marzy o
przystojnym księciu na koniu, który jedną ręką mógłby podnieść samochód?
Jednakże, gdy
czytam literaturę bardziej poważną - czyli konkretnie fantastykę - wolę
oczywiście wampira lub demona bez sielankowej atmosfery. Nie muszą zaraz urywać ludziom głów, ale dobrze by było, gdyby czytając o ich losach, odczuwać choć trochę grozy, jak na postacie wyjęte wprost z horrorów przystało. Bo powiedzmy sobie szczerze. To tam wzięły swój początek i dopiero z biegiem lat, autorzy powieści zaczęli eksperymentować, badając reakcję czytelników i sprawdzając, która wersja przyjęła się lepiej. Ugrzeczniona, czy jednak brutalna.
Nie mam nic przeciwko eksperymentom, o ile nie są one przesadzone. Różnorodność sprawia, że każda historia jest inna i chętnie się ją czyta. W końcu po to mamy wyobraźnię. Aby z niej korzystać, a nie trzymać się z góry przyjętych stereotypów. Dlatego każdy wizerunek wampira i demona mi się podoba. Mogą to być krwiożercze bestie, gdy czytam książki akcji, gdzie istnieją łowcy, gotowi bronić przed nimi ludzkość, albo ujmujący swą powierzchownością amanci. Nigdy z góry nie przekreślam żadnej możliwości.
Wyjątkiem są wampiry w Zmierzchu S. Meyer. Nie mam nic do zarzucenia jeśli chodzi o ich dietę, czy umiejętności, ale dwie cechy jak dla mnie to już przesada. A mianowicie: mamy do czynienia z prototypem supermena - ciało twardsze od kamienia - cierpiącego na chorobę skóry - "diamentowa błyskotka". Poważnie? I to w książce, która rzekomo wpisuję się w kategorię horroru? Właściwie dlatego mnie to irytuje. Skoro to jest horror, to przesładzanie jest nie na miejscu. Oczekujemy mrocznych mocy, grozy i akcji. Błyszczenie jakość szczególnie nie przeraża.
Którą jednak postać wolę?
Tak naprawdę jeśli bohater jest dobrze wykreowany, nie ma większego znaczenia jakie jest jego pochodzenie, o ile nie nudzę się podczas czytania o jego przygodach. Ważne, żeby akcja była płynna i ciekawa. Resztę pozostawiam w mocy autora.
niedziela, 10 marca 2013
Powrót Smoka
Powrót
Smoka
– Kopcie dalej! Tylko ostrożnie.
Jesteśmy już blisko – krzyknęła Sebia, kucając przy wyłaniających się
kamieniach. Delikatnie zebrała piach pędzlem, odsłaniając starożytne symbole
mające ponad cztery tysiące lat. Może nawet więcej.
– Znaleźliśmy wejście! – krzyknął Miron,
który właśnie dostał wiadomość od jednego z robotników. W jego głosie brzmiało
podniecenie. Tak długo kopali, opierając się tylko na starych archiwach
znalezionych w Bibliotece Bolceńskiej, mając nadzieję, że nie okaże się iż na
próżno. Ale Merion wiedziała, że znajdą tu tylko zgubę. Smok doskonale
wiedział, gdzie ma ją wysłać, aby zdobyć niezbędne informacje. Nie mogli
popełnić błędu.
– Nareszcie! – wykrzyknęła Merion,
podnosząc głowę znad map, które właśnie studiowała. Ściągnęła z twarzy maskę,
która chroniła przed drażniącym, pustynnym piaskiem. Dołączyła do Mirona i
razem ruszyli za robotnikiem. Po chwili dołączyła do nich Sebia, Arsh, i Imel.
Zaraz za nimi szli Saar i Erazm.
– Już myślałam, że utkniemy tu na zawsze
– warknęła Sebia, ocierając z twarzy pot, pozostawiając na niej długie smugi. Kopali
na środku pustyni Imaa. Pył dusił oddech w płucach, a żar lejący się z nieba
był niczym rozżarzone żelazo przykładane bezpośrednio do ciała. A mimo to
kopali, gnani przeraźliwym impulsem, który nie pozwalał im ani na chwilę zwolnić
ani się wycofać.
Doszli do wysokiej góry usypanego
piasku. Robotnik wskazał ciemny, wąski otwór. Merion natychmiast opadła na
kolana i wsadziła w niego głowę.
– Dajcie pochodnie – zawołała.
Usłyszała uderzające o siebie krzesiwa
i po chwili trzymała już w dłoniach kopcącą pochodnię. Wsadziła ją w otwór i od
razu dostrzegła stare i pokruszone schody prowadzące w dół.
– Są schody i to całkiem w niezłym
stanie – oceniła, podnosząc się z ziemi. – Myślę, że spokojnie możemy nimi
zejść.
– Dobrze. Ale od wypadku weźmy ze
sobą paru ludzi. Nie wiadomo co się tam wylęgło przez ten czas – zarządził Arsh.
– Niech
robotnicy zabezpieczą wyjście – zwróciła się Sebia do Mirona, a ten natych-
miast przetłumaczył polecenie czekającym w półkolu za ich
plecami robotnikom. Jako jedyny
znał elceński, więc to jemu przypadła rola tłumacza.
Mimo iż schody miały ponad
cztery tysiące lat, zachowały się w świetnym stanie. Tylko gruba warstwa kurzu
i kilka odłupanych kamieni świadczyły o minionych wiekach.
Merion
nachyliła się i starła kurz ze stopnia, odsłaniając te same starożytne symbole,
do których dokopali się kilka dni temu, a które wskazały im prawdopodobne
miejsce wejścia do podziemi. Każdy schodek był precyzyjnie pokryty wyszukanymi napisami.
Szła dalej. Pochodnia nie dawała zbyt dużego światła, widziała zaledwie zarysy
ścian tunelu i schody. Tyle tylko by nie spaść. Otwór
przysłonili wchodzący za nią towarzysze. Po chwili, już razem kontynuowali
podróż w dół. Po dwudziestu minutach schody wreszcie się skończyły. Merion
zatrzymała się na ostatnim stopniu i odwróciła do przyjaciół.
– Potrzebujemy
więcej światła.
Kilka
minut później mrok rozświetliło sześć dodatkowych pochodni, napełniając pomieszczenie
przyjemnym ciepłem. To co zobaczyli, zaparło im dech w piersiach.
Światło odbijało się od tysięcy kryształów, zamieszczonych na ścianach, a także
na środku sali nad postumentem, schodzącym kaskadą w dół. Podeszli tam,
ostrożnie stąpając po jeszcze nieznanym gruncie, mijając poprzewracane srebrne
stojaki na naftę.
– Podnieście to i zapalcie –
polecił Miron idącym za nimi robotnikom. Kilku ludzi chwyciło za stojaki i
podniosło je. Rozległy się kolejne tarcia krzesiwa o krzesiwo i po chwili sala
rozjaśniła się nieco. Płomienie odbijały się w tysiącach kryształów, dając
złudzenie przeogromnej tęczy.
Merion przyjrzała się podłodze.
Gdzieniegdzie leżała porozrzucana broń, jak sztylety i miecze, o dziwno
zachowane w idealnym stanie. Wszystko wyglądało tak, jakby opuszczono to
miejsce w wielkim pośpiechu, nie dalej niż kilka dni temu. Na środku komnaty
stał samotnie postument. Podeszła do niego i musnęła go opuszkami palców, chcąc
poczuć jego chropowatość, by zyskać pewność, że wszystko co widzą jej oczy jest
prawdą. W tym samym momencie poczuła, jakby coś ją do niego przyssało.
Zobaczyła tę samą salę, tylko że
doskonale oświetloną i... pełną życia. Panowała tu zupełnie inna atmosfera niż
teraz. Pełna spokoju i ciepła. A potem zobaczyła ją. Zupełnie tak jak w jej
snach, które miewała odkąd tu przybyła, a które w połączeniu z natarczywymi myślami
smoka, doprowadzały ją do obłędu.
Kobieta była piękna i dzika,
dokładnie taka jak ją zapamiętała. Miała czarne włosy poprzetykane
ciemnoniebieskimi pasmami, dziwnie podobne do tych, jakie posiadała sama
Merion. Skośne szare oczy z długimi rzęsami. Wąska twarz o wysokich kościach
policzkowych z małym nosem i pełnymi ustami. Była wysoka i szczupła, jej ruchy
eleganckie i wyważone. Poszła za nią, widząc jednocześnie pradawną salę w swej
dawnej świetności, a także u schyłku jej istnienia. Za dziewczyną ruszyła
reszta drużyny.
Kobieta przeszła przez łukowate
wrota do kolejnej wielkiej sali. Tu również piękno zapierało dech w piersiach.
Zdobienia ze złota, płaskorzeźby na ścianach, nadawały pomieszczeniu majestatu
i królewskości.
Na środku sali stał złoty tron o
purpurowym obiciu, podłokietnikach i nogach w kształcie smoczych łbów –
starożytnych i zapomnianych przez czas stworzeń. Innych mebli nie było.
Najwidoczniej była to sala przyjęć króla. Dalej idąc, rozejrzała się po sali, w
ostatniej chwili dostrzegając jak kobieta znika z jej oczu, schodząc schodami
na niższy poziom. Pognała za nią, bojąc się stracić ją z oczu. Nie mogła jej
teraz zgubić. Musiała się dowiedzieć, dlaczego nawiedzała ją w snach!
– Merion stój! Co robisz?! –
krzyknął z przerażeniem Arsh. Poczuła dłoń na ramieniu i szarpnięcie w tył. Ocknęła
się i natychmiast spojrzała pod nogi. A raczej w wielką przepaść. Dalej drogi
nie było.
– Dzięki – sapnęła i cofnęła się
na bezpieczną odległość. – Musimy zejść na dół – powiedziała bez wahania i
wyciągnęła linę z plecaka, którą natychmiast zaczęła się owijać. Jej ruchy były
nerwowe, ale sprawne. Nikt nie próbował jej powstrzymać. Reszta wiedziała, że
dziewczyna nie była znowu taka zwyczajna. To ona zebrała ich razem, to ona
oświadczyła im, że istnieje takie miejsce jak Artarum, w którym odnajdą wielki
skarb, skarb, którego wszyscy tak bardzo pragnęli. Wiedziała jak rozbudzić ich
zainteresowanie.
– Myślisz, że naprawdę coś tu
znajdziemy? – spytała Imel. Tymczasem najemnicy odłożyli na bok kusze i
ustawili się w rzędzie, trzymając w dłoniach linę, po której dziewczyna miała się
spuścić.
– Tak – odparła krótko Merion i
odchyliła się w przepaść. Coś tu znajdziecie. Tego możecie być pewni, pomyślała
z żalem. Lina napięła się, a trzymający ją ludzie zaparli się nogami o ziemię.
Opuściła się, w jednej ręce trzymając pochodnię. Machała nią to w jedną stronę
to w drugą podświetlając salę, ale mrok był zbyt gęsty by jedna pochodnia mogła
go rozjaśnić.
– Jestem! – krzyknęła, kiedy
tylko dotknęła stopami ziemi. – Wszystko w porządku! Możecie zjeżdżać!
– Poczekaj na nas! Nigdzie sama
nie idź! – krzyknął Arsh.
Lina została wciągnięta na górę i
już po chwili Arsh jako pierwszy znalazł się u jej boku. Gdy stanął pewnie na ziemi,
odwiązał z talii linę i ta po chwili zniknęła na górze.
– Widzisz coś? – spytał szeptem,
mając na myśli jej wizje. Chłopak jako jedyny z ich siódemki wiedział o jej
snach.
Kiwnęła głową.
– Kiedyś była tu zbrojownia –
odparła, widząc rzędy stojaków na różnorodną broń. Miecze kindżały, berdysze,
topory, szable, i wiele innych, których nazw nie znała.
– W takim razie musi stąd być
jakieś lepsze wyjście na zewnątrz. Nie sądzę, żeby biegali dwa piętra wzwyż by
stąd wyjść i stawić czoła wrogowi.
Skinęła głową.
– Rasy Pierwszych kiedyś
posiadały ogromną moc. Znacznie przewyższającą moc dzisiejszych magów. Możliwe,
że właśnie dzięki magii opuszczali to miejsce.
– Teleportacja? – spytał w
zadumie.
– Tak mi się wydaje.
Chłopak popatrzył na nią
przeciągle. Nie zadał jednak pytania, które cisnęło mu się na usta. Wiedział,
że Merion i tak nie odpowie na nie. W końcu dał sobie spokój i z nabożną czcią
rozejrzał się wokół siebie, ale nie mógł dostrzec tego co ona.
– Jest – szepnęła z ekscytacją,
gdy kobieta, za którą podążała ponownie objawiła się w jej wizjach. Tymczasem
dołączyli do nich Miron i Sebia.
Merion ze skupieniem obserwowała
niezwykłą kobietę, która właśnie przechodziła przez drzwi, cały czas zachowując
tą samą pozę; nabożnie złączone dłonie przed sobą, opuszczona głowa. Dziewczyna
wyczuwała wokół niej aurę spokoju i pewności siebie. Sama jednak nie mogła tego
o sobie powiedzieć. Miała wrażenie, że niecierpliwość zaraz rozsadzi ją od
środka. Skóra nieznośnie jej wibrowała, mięśnie drżały w oczekiwaniu na
upragniony ruch. Lecz tak naprawdę to nie były jej własne odczucia. Merion
najchętniej uciekłaby stąd gdzie pieprz rośnie, tyle że…. nie mogła. Smok nie
dał jej wyboru. Doskonale wiedział jak ją zmotywować do działania, a teraz
kiedy wreszcie znalazła się tak blisko niego, czuła wyraźnie niecierpliwość
starożytnej istoty. Wreszcie dała za wygraną i nie czekając na resztę, ruszyła
do ogromnych, łukowatych drzwi, cały czas mając przed oczami wygląd sal sprzed
katastrofy, która zniszczyła to miejsce; widziała ściany oświetlone tkwiącymi w
kinkietach pochodniami, drzwi z ciemnego drewna osadzone co kilka metrów,
obrazy upiększające gołe ściany. Lecz w rzeczywistości, drzwi dawno
spróchniały, ostały się jedynie kawałki framug. Kinkiety wisiały na
pojedynczych uchwytach, obrazów nie było.
Musnęła dłonią ścianę obok
której przechodziła, a która o dziwo była gładka, jak doskonale oszlifowany
kamień. Jednak najbardziej zdziwił ją fakt, że ściany były ciepłe i pulsowały,
jakby płynęła w nich krew. A tajemnicza kobieta zniknęła. Merion obracała głowę
to w jedną stronę to w drugą, ale wizja znowu zniknęła. W końcu zdecydowała się
podążyć w stronę schodów. Coś ją ciągnęło w tamtym kierunku i niestety zdawała sobie
sprawę co to takiego.
Wąskie schody wreszcie się skończyły i Merion weszła do
ogromnej sali, czując, że zbliża się do miejsca, do którego przyprowadził ją
głos smoka. Do miejsca, o którym śpiewała jej krew przez tyle lat. A potem w
jej twarz uderzył podmuch powietrza, a uszy wypełnił ogłuszający ryk.
Dziewczyna uniosła głowę i zobaczyła gigantycznego smoka z rozpostartymi do
lotu skrzydłami, majestatyczną długą szyję kończącą się silną szczęką
wypełnioną ostrymi kłami, która spoczywała spokojnie na ziemi. Smok był
całkowicie złoty, o oczach czerwonych jak żywy ogień. Stworzenie utkwiło w niej
wzrok, a potem w jej głowie pojawiło się jedno słowo, wypowiedziane z wielką
ulgą: Nareszcie.
Wizja nagle zniknęła. Tuż przed nią nie było żadnego
smoka, lecz tylko jego rzeźba, złoty posąg, na którym wyryto jakieś tajemnicze
znaki, z siedmioma pustymi miejscami rozrzuconymi po całym jego cielsku; w miejscu serca, na
czole, na przednich łapach o ostrych szponach, na prawym skrzydle i na końcówce
ogona najeżonego kolcami. Ostatnie miejsce na samym pysku bestii miało kształt
niewielkiej dłoni.
– A niech mnie! – wykrzyknął Miron, wchodzący właśnie do
komnaty. – Miałaś rację!
– Jakiż on piękny! – wykrzyknęła
Imel, szczęśliwa niczym dziecko. Merion wykrzywiła się leciutko pod nosem. Gdyby
tylko wiedzieli… Sprowadziła ich tutaj pod różnymi pretekstami. Każdy z nich w
tej wyprawie poszukiwał czegoś innego. Arh przybył tu ze względu na nią. Chciał
ją chronić i ani myślał, żeby gdziekolwiek puścić ją samą, mimo iż nie potrzebowała
ochroniarza. Sebia liczyła na ogromny skarb, który uczyniłby ją bogatą do końca
życia. Miron i Saar chcieli skosztować przygody. Imiel pasjonowała się historią
i pradawnymi istotami. Natomiast Erazm chciał pokonać swoje lęki przed jak dla
niego zbyt wielkim światem. Ale choć nie zdawali sobie z tego sprawy,
wszystkich łączył jeden cel. Mieli znaleźć się w tym miejscu, dokładnie w tym
czasie – podczas pełni słońca – a Merion była tym co ich ze sobą łączyło.
– On nie ma być piękny, lecz
wartościowy – burknęła Sebia, ale w jej głosie czaił się podziw. – Pamiętaj, że
kiedyś te stworzenia władały na całym świecie.
– Udało
ci się! – rzucił Arsh i pochwycił Merion w ramiona. Dziewczyna poklepała go ze
śmiechem po plecach, ale czuła też żal, że wszystko co do tej pory robiła i co
mówiła było wielkim kłamstwem. To był koniec. Tutaj mieli dotrzeć. To po to ich
wszystkich zebrała. Bo tu miało rozstrzygnąć się ich przeznaczenie. Była
kłamcą, wielką oszustką, która przywiodła ich tu na zatracenie.
– Niech
każdy weźmie jeden klejnot – powiedziała, wyciągając z plecaka piękne, idealnie
oszlifowane kamienie. Zebranie ich kosztowało ją wiele wysiłku, lat
nieustających podróży i ryzykanckiego życia, gdy przyszło jej uciekać przed ludźmi,
którzy chcieli ją powstrzymać. W rzeczywistości miała o wiele więcej lat niż
wyglądała, ale łatwiej jej było odgrywać swoją rolę, gdy wszyscy nie brali pod
uwagę, że może stanowić dla nich jakiekolwiek zagrożenie. A mogła i stanowiła.
Było jej przykro z tego powodu, ale nie miała wyjścia. Więź krwi była zbyt
silna, by mogła się temu sprzeciwić.
Podchodziła
z określonym kamieniem do każdego członka drużyny. Klejnoty musiały być
odpowiednio rozdane – Merion była w stanie wyczuć, który kamień komu jest
przeznaczony. Każdy z ekipy miał w sobie niezbędny czynnik, który miał posłużyć
jej określonym celom.
– Dobrze – rzuciła, kiedy każdy
trzymał w dłoni swój kamień. Oczami duszy widziała jak każdy z nich płonie
wewnętrznym blaskiem, oznaczającym, że dzierżąca go osoba jest tą właściwą. –
Teraz niech każdy podejdzie do miejsca, które mu wskażę – poleciła. – Arsh serce.
Imel prawa przednia łapa, Miron lewa, Sebia czoło, Saar skrzydło i
Erazm ogon.
– Hmm. – W sali
rozległo się zaniepokojone westchnienie Erazma. – A właściwie dlaczego to
robimy?
Merion podeszła
do pyska, gdzie widniało miejsce idealnie pasujące do jej dłoni.
– Chyba chcesz odnaleźć skarb? –
zapytała retorycznie. – Jeżeli wszystko zrobimy zgodnie z moimi wskazówkami,
będziecie bogaci do końca życia.
Poczuła wstyd. Kolejne kłamstwo.
Nie miała jednak wyjścia. Takie było jej zadanie, zrzucone na nią poprzez
potężnego przodka. I jeśli nie chciała zwariować, nie mogła go nie posłuchać.
– Zacznijmy
wreszcie! – zawołała podnieconym głosem Sebia.
– W porządku –
mruknęła Merion. Wzięła głęboki wdech, aby głos jej nie zadrżał. –Musicie
wszyscy jednocześnie włożyć kamienie na swoje miejsca, jeśli ma się nam udać.
Na mój znak.
Zaczęła zbierać
swoją moc i delikatnymi, niezauważalnymi dla innych splotami owinęła pozostałą
szóstkę. Dopiero kiedy upewniła się, że wszystko jest tak jak tego wymagał
rytuał, zaczęła odliczać.
– Trzy, dwa,
jeden…
Wszyscy
wyciągnęli dłonie i jednocześnie wetknęli klejnoty na swoje miejsca, podczas
gdy Merion ułożyła dłoń na pysku.
Rozległ się
przerażający huk, który wstrząsnął całym Artarum. Z kamieni wystrzeliły
różnobarwne, jaskrawe światła, owijając się wokół złotego
posągu i ich samych, splatając się z ich siłą życiową. Tajemnicze runy na
cielsku smoka zaczęły jaśnieć złotą łuną, coraz jaśniej i jaśniej, aż pokryły
całą jego ogromną postać. W tym samym czasie cała sprowadzona przez nią szóstka
traciła na wyrazistości. Stawała się coraz bardziej przejrzysta, Merion mogła
przez ich ciała dostrzec ściany jaskini.
Arsh
spojrzał jej w oczy z przerażeniem. Widać było, że stara się odczepić dłoń od
kamienia, ale był zbyt słaby, aby to zrobić. Merion zacisnęła mocno powieki by
nie widzieć niemych oskarżeń człowieka, który mianował się jej przyjacielem.
Wyrzuty sumienia były nie do zniesienia. To byli ludzie, normalni, szczęśliwi
ludzie, którzy nie zdawali sobie sprawy ze swojego smoczego pochodzenia. Każdy
z nich został stworzony przez potężne moce, które w ich ciałach umieściły część
duszy Pradawnego Smoka. Nie mieli pojęcia, że ich istnienie nie zostało
poprzedzone poczęciem, każdy z nich pewnego dnia obudził się na tym świecie i
po prostu zaczął żyć ze sztucznymi wspomnieniami, ale prawdziwymi pragnieniami.
Byli nieśmiertelni, a kiedy kończył się ich cykl, zasypiali, by ponownie się
obudzić z nowymi wspomnieniami, ale zawsze takimi samymi pragnieniami. Wszystko
po to, aby na zawsze uwięzić Pradawnego Smoka w nieruchomej formie ze złota.
Ponieważ Pradawny stworzony był z
pierwotnych mocy, nie mógł umrzeć, a przynajmniej nikt nie znał sposobu, aby go
zabić. Właśnie dlatego Pierwsi Magowie, rozdzielili jego duszę na siedem
części, a jego ciało zamienili w posąg. Sześć części posłużyło do stworzenia
ludzkich ciał, które miały żyć niczym zwyczajni ludzie, ukryci na świecie przed
Wzrokiem Smoka. Siódma część zniknęła, Magowie nie byli w stanie jej odnaleźć,
mimo wieloletnich poszukiwań. Siódma część odnalazła Merion i nakazała jej
znalezienie pozostałych części duszy. Natomiast kamienie były tworami Smoka, w
których ukrył swoją moc nim Magowie rozczepili jego duszę. Tym samym zapewnił
sobie możliwość złamania rzuconej na niego klątwy i powrót do świata, w którym
rządził przez tyle wieków.
Merion ze łzami w oczach, wciąż
przyciskała dłoń do pyska Smoka, czując jak część jego duszy, która w niej
zamieszkała, przechodzi do nieruchomego ciała. Płakała, ponieważ wiedziała, że
to co czyni to wielki błąd. W końcu Magowie nie bez powodu uwięzili Smoka. Mimo
to nie mogła się wycofać. Moc Pradawnego wciągała ją, dziewczyna wiedziała, że
jej ciało podobnie jak pozostałej szóstki zaczyna zanikać. Ale podczas gdy reszta
powracała tam, gdzie było ich miejsce, Merion była pochłaniana przez Smoka, aby
jej mocą mógł odzyskać siły. Jej życie miało być ceną za jego życie.
Drżenie jaskini stawało się coraz
potężniejsze, jaskrawe światła tworzące niesamowitą
feerię barw, raniły oczy swoją intensywnością. Ale to
wszystko było niczym w porównaniu
do tego, co Merion czuła pod swoją dłonią. Cielsko Smoka
nabierało życia. Zamiast zimnego gładkiego metalu, pojawiła się twarda,
chropowata skóra. Zamiast przeraźliwego chłodu pod łuskami zaczęło gromadzić
się ciepło. Słyszała jak krew płynie w jego żyłach, a serce zaczyna
bić w jego ogromnej piersi.
Zaczęła
drżeć ze strachu, kiedy najpierw jedno a potem drugie oko otworzyło się i uwięziło
ją w hipnotyzującym spojrzeniu. Merion nie mogła się ruszyć, ledwo nabierała powietrza
w płuca. Wiedziała, że jej nie zabije, Smok chciał pochłonąć jej esencję
życiową, mimo to kontakt z czymś tak wielkim i starym napawał ją przerażeniem.
Zamknęła
gwałtownie oczy, gdy jasny pocisk energii wystrzelił w powietrze nadając
jaskini złoty odcień i w tym samym momencie Smok się poruszył. Merion dalej
przyciskała dłoń do miejsca na jego pysku a bestia w tym czasie prostowała
swoje ogromne złote skrzydła z bladą membraną między kośćmi ramienia. Całe jego
cielsko poruszało się, napinało i prostowało, ale głowa pozostała nieruchoma,
podobnie jak ona sama.
Kiedy otworzyła oczy i spojrzała
w dół na swoje ciało, z jej piersi wyrwał się szloch. Była przezroczysta. Drugą
dłonią dotknęła swojego brzucha i tylko fakt, że wyczuła pod nią opór, dał jej
nadzieję, że być może nie jest jeszcze dla niej za późno.
Ale czy mogła uwolnić się od
Smoka? To była istota zrodzona z samej esencji pradawnej mocy. Najpotężniejsi
Magowie tamtej epoki nie mogli go zabić, a jedynie uwięzić i to nie na zawsze.
Jak więc mogła się z nim równać? Wcześniej dusza Smoka przejęła nad nią
kontrolę. Męczyła wizjami, aż w końcu na skraju szaleństwa, zaakceptowała swój
los i zaczęła wykonywać zadania zlecone jej przez Pradawnego. Nie mogła mu się
oprzeć ani sprzeciwić. Zawsze dostawał to czego chciał.
Ale w tym wszystkim było coś, co
tu nie pasowało. Ostatnie wizje były inne. Do czasu, kiedy przybyła do Artarum,
przestała widzieć wszystko tak jak przedstawiał jej to Smok. Jego głos w jej
głowie umilkł. Tak jakby na czas pobytu w tym starożytnym miejscu Smok utracił
nad nią kontrolę. Zaczęła widzieć kobietę. To ona prowadziła ją po tych
opuszczonych korytarzach. Ale nie doprowadziła do Smoka. Zupełnie jakby jej
celem było odciągnięcie Merion od uśpionego Pradawnego. Ale co to wszystko
oznaczało? I kim była nieznajoma? I w czym mogło jej to pomóc?
I wtedy znów ją dostrzegła. Na
jej twarzy widniało zmartwienie i strach. Merion posłała jej zrozpaczone i
błagalne spojrzenie, prosząc o pomoc. Wtedy kobieta skierowała się w jej
stronę, aż w końcu stanęła obok niej. Smok zdawał się jej nie zauważać, wciąż
skupiony na dziewczynie i pochłanianiu jej energii. Kobieta położyła dłoń na
jej ramieniu. Przez ciało Merion przeszedł impuls mocy i zrozumienie, co musi
zrobić aby uwolnić się od bestii.
Nie zastanawiała się czy potrafi
to zrobić, nie zastanawiała się jak. Po prostu to zrobiła. Zamknęła oczy i
wniknęła świadomością w swój własny umysł, gdzie wciąż panoszył się Smok. To on
trzymał ją w miejscu i wydzierał z niej duszę, to on pozbawiał ją mocy, wchłaniając
ją w siebie. Znalazł szczelinę w jej osłonie i rozdarł ją na tyle, by móc
wniknąć do jej głowy. Ale Merion wiedziała już jak może się od niego uwolnić.
Stworzyła wokół centrum umysłu mur. Wysoki, potężny i szeroki jak tylko
potrafiła sobie wyobrazić. Otoczyła go ostrymi cierniami i wzmocniła resztką
mocy jaka jej jeszcze pozostała. Zrobiła to w ostatniej chwili.
Zagniewany
ryk Smoka wprawił w drżenie jej osłonę. Czuła jak próbuje przedrżeć się przez
tarczę, raz po raz waląc w nią widmowymi pazurami. Mimo to mur dalej trzymał, a
z każdym uderzeniem moc Merion rosła, a jej ciało odzyskiwało wyrazistość.
Smok
zaryczał jeszcze raz. Czuła, jak ten dźwięk poruszył skałami pod jej stopami.
Sufit zaczął pękać, sypiąc ostrymi odłamkami. Mimo to Merion nie zlękła się.
Dotknięcie kobiety pozwoliło jej odzyskać odwagę, dodając pewności siebie i
zdecydowania. Dziewczyna spojrzała w rubinowe oczy Smoka, zacisnęła zęby i
zaczęła odrywać dłoń od jego pyska. Jego nozdrza zadrżały, długi język poruszył
się w paszczy. Przez chwilę pomyślała, że zionie w nią ogniem, ale tym samym
sam zaprzepaściłby szansę na odebranie jej esencji życiowej, a najwyraźniej
bardzo jej pragnął.
Nie dostaniesz mnie, pomyślała i
z krzykiem oderwała dłoń. Odrzuciło ją na dobre trzy metry. Uderzyła plecami o
jakiś większy odłamek skały. A Smok uniósł się na tylnych łapach, machając
zawzięcie skrzydłami, wwiercając w nią czerwone ślepia.
– Pradawny Ojcze? – odezwała się,
klękając. Smok opadł na przednie łapy i przybliżył do niej paszczę z dwoma
rzędami ostrych zębów. Wciągnął głęboko powietrze do płuc, a następnie dmuchnął
w nią na tyle mocno, że wcisnęło ją w kamień za jej plecami.
Dobrze się spisałaś, dziecko – odezwał się w jej myślach. Czuła, że
był w równym stopniu zaciekawiony co niezadowolony. Wiedziała dlaczego.
Zastanawiał się jakim cudem udało jej się uwolnić spod jego wpływu. Sprzeciwiła
mu się, mimo jego potęgi. Żałowała jedynie, że uczyniła to tak późno. Za nim go
uwolniła. Za nim zdradziła ludzi, którzy z nią tu przybyli i pozwoliła Smokowi
wchłonąć ich tak, jak to próbował zrobić z nią samą.
Dobrze służyłaś – przemówił ponownie. Merion siedziała nieruchomo,
świadoma, że jest zdana tylko na łaskę bestii. Znów przybliżył do niej paszczę,
starając się pochwycić jej spojrzenie i zahipnotyzować. Merion starannie
unikała jego wzroku, patrząc gdzieś za jego wielkim ramieniem.
Jesteś tylko półsmokiem – powiedział
zaskoczony. – Ale nie mogę ocenić kim są
twoi
rodzice. –
Stwierdzenie zawierało w sobie pytanie, więc Merion pośpieszyła z odpowiedzią.
– Sama tego nie wiem Pradawny
Ojcze – szepnęła, starając się zapanować nad lękiem. I było to prawdą. Miała
sto czterdzieści trzy lata mimo iż wyglądała na dwadzieścia dwa i nadal nie
znała swoich rodziców. Od dawna żyła na własną rękę, radząc sobie jak tylko umiała.
Aż dwadzieścia lat temu odnalazła ją dusza Smoka. I jej życie uległo radykalnej
zmianie.
Tak. Widzę, że mówisz prawdę. – Dmuchnął
w nią, ale tym razem delikatnie. Tylko jej włosy na chwilę uniosły się, a potem
ponownie opadły na ramiona. – Jesteś
silna – powiedział z uznaniem. Chyba zapomniał, że jeszcze parę minut temu
chciał ją wchłonąć we własne ciało. – Przydałby
mi się ktoś taki jak ty. – Jego wężowa głowa otoczyła ją, zamykając w
uścisku. Merion nie była głupia. Smok składał jej propozycję nie do odrzucenia.
Jeśli odmówi, umrze. – Mam dużo pracy na
tym świecie – ciągnął. Jego chropowaty głos odbijał się w jej czaszce,
przyprawiając o ból głowy. – Spałem zbyt
długo, a z twojego umysłu dowiedziałem się, że czas smoków dawno przeminął. Ludzie
stali się zbyt zuchwali, a smoki zbyt tchórzliwe, aby im się postawić. Czas,
aby to się zmieniło. Czas by smoki ponownie objęły panowanie nad tym światem.
Innymi
słowy miały znów zapanować anarchia i chaos.
Ty jako półsmok, półczłowiek doskonale nadasz się dla moich planów.
– Jedno jego oko wpatrywało się w nią nagląco. Merion nie wiedziała co ma
uczynić. Nie miała zamiaru pomagać więcej Smokowi, ale z drugiej strony nie
chciała umierać. Musiała znaleźć jakiś sposób, aby go oszukać. Na Bogów.
Oszukać Smoka! Pierwszego Smoka!
Nadal patrząc przed siebie,
uklękła, przybierając poddańczą pozę. Smok zamruczał zadowolony i zabrał swoją
głowę, uwalniając ją z uścisku. Wyprostował się, sięgając niemal do samego
sufitu. Wzrok Merion powędrował do miejsca, gdzie tuż nad jego cielskiem widniała
dość szeroka szczelina. Gdyby ją tak trochę poszerzyć…
Złóż przysięgę – polecił Smok.
– Przysięgę? – odezwała się
zaskoczona, starając się nie tracić koncentracji na powolnym uwalnianiu mocy.
Bała się, że bestia może wyczuć co robi i domyśleć się co zamierza.
Przysięgę posłuszeństwa i wierności. Wszystkie smoki składają ją
swojemu Panu.
Chyba powinna poczuć się
doceniona, że uznał ją za smoka, ale wcale tak nie było. Wręcz przeciwnie.
Przeklinała część swojej natury, która łączyła ją z tym stworzeniem i sprawiła
jej tyle problemów.
Przełknęła ślinę i oblizała
wargi.
– Jak ona brzmi? – zapytała,
wzmagając swoje wysiłki. Kilka rys pojawiło się wokół miejsca, gdzie ziała
szczelina. Kilka innych zataczało koło, tworząc ogromny blok skalny.
Powtarzaj za mną – polecił Smok,
zniżając odrobinę łeb. Po skroniach Merion zaczął spływać pot. – Ja Córa Pradawnych Bogów…
– Ja Córa
Pradawnych Bogów – powtórzyła z lekką paniką w głosie.
Przysięgam być wierna i posłuszna woli Pana
Mego – ciągnął Smok.
Merian
zawahała się. To nie był jeszcze koniec przysięgi, ale czuła jak coś potężnego
ściska ją coraz mocniej w piersi, tam gdzie znajdowało się serce. Każde słowo
wyciskało na niej swoje piętno, czyniąc ją pionkiem Smoka. Jeszcze trochę a nie
będzie odwrotu.
Powtórz – rozkazał Smok, wypuszczając z
nozdrzy dym. W jego piersi narastało nieprzyjemne buczenie.
–
Przysięgam – powiedziała i znów się zacięła. Ale wtedy usłyszała upragniony
dźwięk. Zgrzyt osuwającej się skały.
Przysięgam… – ponaglił Smok, ale i on
zamilkł i zaczął nasłuchiwać. Przechylił nieco łeb, a następnie poderwał głowę
do góry i wpatrzył się w strop tuż nad sobą. – Ty mały robaku! – krzyknął w jej myślach. – Sprzeciwiasz się woli swojego Pana Stworzyciela?!
– Nie jesteś
moim panem! – wrzasnęła i uwolniła moc gwałtownym strumieniem. Smok wystrzelił
głową w jej stronę i odbił się od tarczy, którą natychmiast postawiła wokół
siebie. Na chwilę nastała cisza, a potem ogromny blok skalny wyłamał się z
sufitu i runął wprost na ogromne cielsko bestii.
Merion nie
czekała, aby zobaczyć czy jej pomysł odniósł oczekiwany skutek. Poderwała się z
ziemi i pobiegła w stronę stromych schodów prowadzących do upragnionej wolności.
Tylko raz zatrzymała się i odwróciła. Pradawny Smok leżał przygnieciony pod
stertą kamieni, ale już teraz Merion dostrzegła jak jego łapy poruszają się by
wydostać ogromne cielsko z pułapki. Prawda była taka, że udało jej się
przetrwać tylko dlatego, że Smok nie miał wystarczającej przestrzeni do ruchu.
Gdyby spotkali się w tych samych okolicznościach na powierzchni, nie byłoby jej
tu teraz.
Smok zaczął
się podnosić. Merion doskonale wiedziała, że coś takiego nie jest w stanie
zranić Pradawnego. Nie udało się to Magom i jej z pewnością też nie. Ale dało
jej niezbędne kilka minut by wydostać się z Aratarum. Wbiegając po schodach,
czuła jak ziemia i ściany drżą. Całe to miejsce lada moment zamieni się w kupę
gruzów, a Pradawny wreszcie odzyska wolność. I znów zacznie siać panikę na
świecie. Z jej winy klątwa Magów uległa zniszczeniu.
Merion
uwolniła zło i teraz będzie zmuszona z tym żyć.
Kiedy
wreszcie udało jej się wydostać z podziemi, świtało. Nie miała pojęcia, że minęło
aż tyle czasu. Wypełzła z otworu, opadając na chłodny piasek i spojrzała w
kierunku obozu. Był pusty i wyglądało na to, że opuszczono go w pośpiechu.
Wszędzie walały się porzucone rzeczy, poły namiotów podarte trzepotały na
wietrze. Ani jednej żywej duszy. Wszystkie zwierzęta uciekły w popłochu.
Podniosła
się na nogi i rzuciła w kierunku ocalałych rzeczy, zbierając do plecaka żywność
i wodę. Jeżeli miała mieć choć cień nadziei na wydostanie się z tego piekła,
musiała zadbać o swoje podstawowa potrzeby. A potem ucieknie gdzie pieprz
rośnie, zapadnie się pod ziemię i zapomni o tym co się tu stało. Zapomni, że
uwolniła stworzenie, które setki lat temu niemal doprowadziło do upadku świata.
Tak. Jasne.
Zgarnęła
wszystko co wydawało jej się potrzebne, gdy w tem ciszę rozdarł potężny huk.
Ziemia zadrżała tak silnie, że zęby Merion aż zadzwoniły. Zastygła w
przerażeniu, niczym królik przed lisem, mający nadzieję, że jeśli się nie
poruszy, drapieżnik go nie dostrzeże. A potem kłąb piasku wzbił się w powietrze
w gwałtownej fali. Merion upadła na plecy, niezdolna przetrzymać silnego
podmuchu jaki się przy tym wytworzył. Uniosła głowę akurat na czas, by zobaczyć
jak wielkie, złote cielsko smoka wystrzeliwuje wprost ku niebu. Złote skrzydła
ciasno przycisnął do boków, długi ogon wykonywał okrężne ruchy. Ogłuszający ryk
bestii przeciął powietrze niczym ostrze miecza. To naprawdę bolało.
W końcu
zmusiła się do ruchu i wpełzła pod najbliższy strzęp namiotu w nadziei, że Smok
będzie zbyt zaabsorbowany odzyskaną wolnością, aby ją zauważyć. Bała się choćby
drgnąć, pozostawało jej tylko czekanie. Wciąż słyszała łopot skrzydeł, na
plecach czuła powiew wiatru, jaki wywoływały ich ruchy. A potem Smok poderwał
się do lotu z groźnym warknięciem.
Merion
leżała nieruchomo jeszcze przez bardzo długi czas, dopóki nie upewniła się, że
Smok naprawdę odleciał. Zsunęła z siebie ciężki materiał i wyjrzała. Niebo było
puste, podobnie jak ziemia. Była sama.
Po jej
policzkach pociekły łzy strachu. Udało jej się. Żyła. Czy jednak Smok o niej
zapomni? Z kart historii wiedziała, że istoty te cieszyły się bardzo dobrą
pamięcią. Nigdy nie zapominały dawnych uraz. Czy jednak będzie to na tyle silna
uraza, aby ścigać Merion? To teraz nie było ważne. Po pierwsze musiała opuścić
to miejsce, wydostać się z piekielnej pustyni, a to nie będzie takie proste.
Kiedy jej się to uda, zacznie się zastanawiać co dalej. Wszystko po kolei.
Poderwała
się z ziemi, chwyciła plecak i zarzuciła go na plecy. Ostatni raz rozejrzała
się, nie zapominając o bezchmurnej połaci nieba, a następnie ruszyła w kierunku
Doranu. Ku domowi.
...written by me...
Nadchodzące Premiery
20 marzec to
kolejny dzień premier w Empiku. Pozostało jeszcze dziesięć dni do pojawienia
się kolejnych części cyklu takich jak:
1. Karmazynowa
Korona - Williams Chima Cinda - IV część
2. Requiem
- Oliver Lauren - III część
3. Niebo - Adornetto Alexandra
- III część
4. Oślepiający Nóż -Weeks Brent - I część
5. Dziewięć żywotów Chloe King - Tom 1 Upadła - Braswell Liz
6. Partials - Wells Dan - I część
Anielica Bethany oraz Xavier,
jej ziemski ukochany, wystawili cierpliwość niebios na próbę już w chwili, gdy
zaczęli się spotykać. Teraz przekraczają ostateczną granicę: biorą ślub. W
dniu, w którym poprzysięgli sobie, że nic ich nigdy nie rozdzieli, dowiadują
się, iż najtrudniejsze z dotychczasowych wyzwań dopiero przed nimi: zmuszeni
będą stawić czoło Siódmym, specjalnie wyszkolonemu oddziałowi żołnierzy
anielskiego wojska powołanemu do pilnowania ładu we wszechświecie. A oni nie
spoczną, dopóki ich misja nie zostanie wypełniona, krnąbrny anioł schwytany i
doprowadzony przed oblicze niebieskiego sądu. Czy zakochany anioł udowodni
niebu i ziemi, że nie istnieje na świecie siła potężniejsza od miłości?
Rewolucja
rozlewa się na cały kraj, oddziały rządowe śledzą i brutalnie tępią grupy
Odmieńców. Jako członkini ruchu oporu Lena znajduje się w samym centrum
konfliktu. Rozdarta między Aleksem i Julianem walczy o swoje życie i prawo do
miłości. W tym samym czasie Hana prowadzi bezpieczne, pozbawione miłości życie
u boku narzeczonego - nowego burmistrza Portland. Wkrótce drogi dziewczyn znów
się zejdą, a ich spotkanie doprowadzi do bolesnej konfrontacji. Czy można
wybaczyć zdradę? Czy mury wreszcie runą?
Tysiąc
lat temu dwoje młodych kochanków zostało zdradzonych –dla Algera Waterlowa
oznaczało to śmierć, dla Hanalei, królowej Fells, życie bez miłości. Teraz
ponownie królestwo Fells zdaje się drżeć w posadach. Młoda królowa Raisa
ana’Marianna ma poważne problemy z utrzymaniem pokoju nawet w murach własnego
zamku. Napięcia między czarownikami a klanami sięgnęły zenitu. W sytuacji, gdy
sąsiednie królestwa próbują wykorzystać wewnętrzne waśnie w Fells do własnych
celów, Raisa liczy na zjednoczenie swojego ludu przeciwko wspólnemu wrogowi.
Jednakże równie groźnym przeciwnikiem może być ten, którego królowa darzy
uczuciem. Poruszanie
się wśród meandrów polityki nigdy jeszcze nie było tak niebezpieczne, a dawny
herszt ulicznego gangu Han Alister wydaje się wzbudzać wrogość zarówno klanów,
jak i czarowników. Jego jedynym sojusznikiem jest Raisa. Han nie potrafi oprzeć
się uczuciom wobec niej, choć wie, że to igranie z ogniem. Niebawem Han odkrywa
tajemnicę, uważaną za dawno zapomnianą – informację o takiej mocy, że może
zjednoczyć ludność Fells. Czy zabierze ten sekret do grobu, nie zdążywszy go
wykorzystać? Wstrząsająca prawda przysłonięta powtarzanymi przez tysiąc lat
kłamstwami w końcu wychodzi na jaw w tym błyskotliwym zakończeniu serii o
Siedmiu Królestwach.
Gavin Guile umiera.
Myślał, że zostało mu jeszcze pięć lat – teraz ma mniej niż rok. Z
pięćdziesięcioma tysiącami uchodźców, synem z nieprawego łoża i byłą
narzeczoną, która być może poznała jego najmroczniejszy sekret, kłopoty
otaczają go ze wszystkich stron. Cała magia na świecie wyrywa się spod kontroli
i grozi zniszczeniem Siedmiu Satrapii. Najgorsze, że odradzają się starzy
bogowie, a ich armia koloraków jest niepokonana. Jedynym wybawieniem może być
brat, któremu Gavin skradł szesnaście lat temu wolność i życie. Każde światło
rzuca cień. Każdy cień skrywa tajemnicę. Każda tajemnica błyszczy w świetle
Upadła to pierwsza część znanej na całym
świecie trylogii. To pełna przygód i niespodzianek historia niezwykłej
dziewczyny, która musi walczyć o życie, po tym jak odkrywa, że jest nadludzko
zwinna. Chloe to nastolatka - chodzi do szkoły, interesuje się chłopcami, kłóci
się z mamą. Do czasu. W dniu 16-tych urodzin dziewczyna orientuje się, że ma
bardzo szczególne zdolności. Zrobi wszystko aby odkryć prawdę. Mysi się
spieszyć, bo jej prześladowca cały czas czai się w cieniu, żeby znów ją zabić.
Chloe ma dziewięć żyć, ale czy to wystarczy?
Rasa
ludzka wymiera. Po wojnie z Partialsami, wyhodowanymi w laboratoriach,
zmodyfikowanymi genetycznie żołnierzami, pozostała zaledwie garstka ocalałych.
Ale to nie krwawe walki zdziesiątkowały ludzkość tylko śmiercionośny wirus RM,
który wybił 99% ludzkości. Brak nowo narodzonych dzieci zmusił enklawę do
ustanowienia prawa - każda siedemnastoletnia kobieta musi zajść w ciążę i
urodzić dziecko. Tylko w tym widzą szansę na przetrwanie, mając nadzieję że
kolejne dziecko urodzi się z genem odporności na RM.
Asystująca w szpitalu Kara naoglądała się
dość śmierci. Gdy enklawa po raz kolejny chce obniżyć wiek reprodukcyjny,
postanawia poszukać rozwiązania problemu na własną rękę. Wirus działa wyłącznie
na ludzi, Partiasi pozostali odporni. Kara postanawia za wszelką cenę odszukać
i pojmać któregoś z nich, nawet za cenę rozpętania kolejnej wojny.
Pamiętniki Wampirów
VS
Książka czy serial?
Jak dla mnie nie ma nad czym się zastanawiać. Po raz pierwszy muszę przyznać, że jakaś książka to dno w porównaniu z serialem czy filmem. Jestem zawiedziona pamiętnikami. Nie byłam w stanie przebrnąć nawet przez jedną część. Moje czytanie ograniczało się do kartkowania stron i szukania kolejnych idiotycznych pomysłów.
Serial jednak to całkiem inna sprawa. Jestem zachwycona i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. Gdyby reżyserka zaczerpnęła z książki więcej poza postaciami, musiałabym zaprzestać go oglądać. Oczywiście czwarty sezon to nie to co pierwszy czy drugi, niestety duża liczba odcinków sprawia, że czasami kolejne wydają się gigantyczną hiperbolą siebie samych, ale i tak do końca będę towarzyszyć temu serialowi. Zwłaszcza, że teraz główna bohaterka Elena - dotąd niezbyt ciekawa postać, która po prostu wiała nudą - stanie się przeciwieństwem grzecznej i empatycznej uczennicy liceum. Sceneria nadal się nie zmienia, co uważam że działa na minus serialu, choć mam nadzieję, że tym razem się mylę :), ale za to charakter bohaterki to obrót o sto osiemdziesiąt stopni. I to dobrze, bardzo dobrze. Trochę pazurka zawsze się przyda, zwłaszcza dla wizerunku Eleny. Podoba mi się też fakt, że swoim nowym zachowaniem potrafi utemperować Damona, a Stefana, wciąż niezadowolonego z jej przemiany, postawić do pionu. Przyda mu się porządny kopniak, zwłaszcza że mimo jego "wielkiej miłości" do Eleny, nie akceptuje jej taką jaka jest. To tak naprawdę źle o nim świadczy, ponieważ jak dla mnie kochał jej człowieczeństwo, a nie to jaką jest osobą. Dlatego gdy przestała być człowiekiem popadł w totalną manię szukania lekarstwa. Sądzę, że robił to bardziej dla siebie niż dla niej, ponieważ Elena zaczynała akceptować swoją wampirzą naturę. Poza tym Stefan również jest raczej nudną postacią. Razem z Eleną tworzyli przez to mało emocjonującą mieszankę. Nie to co Damon i Elena. Tak. Stanowczo jestem za takim połączeniem. Poza tym Damon kocha ją bezwarunkowo i zrobiłby dla niej wszystko, nawet jeśli miałoby to go kosztować życie i ... miłość jej samej.
Oto nowy wizerunek zadziornej Eleny |
Pamiętniki Wampirów S04E16 już 15 marca!
Subskrybuj:
Posty (Atom)